-A kim byliśmy dla ciebie ja i Kelly? Okazją do wykazania
się dobrym sercem? -Nie! -Pojawiasz się w naszym życiu, a potem sobie znikasz? Czy tak kiepskie masz o mnie zdanie? Uważasz mnie za biedną, nieszczęsną duszę, która potrzebuje dobrego traktowania? - Nachylił się i obniżył głos. - Czy właśnie to czułaś, gdy cię dotykałem? -Oczywiście, że nie. Pojedyncza łza popłynęła jej po policzku. -Więc dlaczego chcesz to zrobić? -Bo nigdy nie będę pewna, czy to, co do mnie czujesz, to tylko wdzięczność, czy coś więcej! - załkała cicho. -Boże! - Puścił ją i cofnął się o krok. - Jestem dorosły i wiem, czego chcę. Chcę ciebie. Pokręciła głową i podniosła na niego wzrok. Nie mógł patrzeć na jej łzy. - Skąd mam to wiedzieć? Byłeś sam, żyłeś w ukryciu. A te raz jesteś wolny, masz córkę, możesz być ojcem. Jak mogę być pewna? - Bo już nie potrzebuję twojego wsparcia, a nadal czuję to samo. Zamrugała powiekami. Nagle znalazł się zaledwie centymetry od niej. - Jak możesz wątpić? - Pogłaskał ją po ramionach, nie prze stając patrzeć prosto w jej zielone oczy. - Brakuje mi tchu na samą myśl o twoim wyjeździe. Nie mogę bez ciebie żyć. Zostań, Lauro. Szlochała bezdźwięcznie, łzy płynęły jej po policzkach. - Kocham cię - powiedział, ujmując w swoje szerokie dło nie jej twarz. Dławiła się od łez. - Kocham cię - powtórzył. - Od pierwszej chwili. Pokochałem cię, gdy nakrzyczałaś na mnie za to, że się ukrywam, gdy przytulałaś moją córkę, uspokajałaś ją i obdarzałaś miłością, gdy ja nie mogłem tego uczynić. Pokochałem cię za walkę ze mną. - Jego oczy płonęły. - Byłem uwięziony, Lauro, a miłość do ciebie to moja prawdziwa wol ność. Nie odsyłaj mnie z powrotem do więzienia. Wyszeptała jego imię. Szukała jego wzroku, jakby chciała odczytać nieznaną przyszłość. -Kocham cię - powiedziała. -Dzięki Bogu. - Zamknął oczy i odetchnął głęboko, a potem powiedział: - Wyjdź za mnie, zostań moją żoną, moją przyjaciółką. Przyjmij moje nazwisko, daj mi dzieci i uczyń ze mnie najszczęśliwszego człowieka na ziemi. Potrzebuję cię, moja piękna. Patrzyła prosto w jego świetliste, niebieskie oczy. -Powiedz „tak". -Czy znowu żądasz, czy prosisz? -Błagam na kolanach. -Ach, ścierki do naczyń i błagania. To mi się podoba. Zachichotał, lecz zabrzmiała w tym też nutka dawnego cierpienia. -Kocham cię, Richardzie Blackthorne - wyszeptała. W odpowiedzi pocałował ją namiętnie. -Czy powiedziała „tak", tatusiu? Powiedziała? Laura oderwała się od Richarda i spojrzała na biegnącą w ich