będą mieli trochę rozrywki, to tym lepiej.
Federico starał się nie pokazać po sobie rozczarowania. Ani słowem nie wspomniała o nim. Mówiła tylko o jego synach. Wprawdzie niczego się nie spodziewał, ale w głębi duszy miał jednak nieśmiałą nadzieję. Nawet jeśli z góry wiedział, że i tak nic by z tego nie było. Pia uśmiechnęła się do niego i odstawiła półmisek na środek stołu. - A twoi synowie są naprawdę uroczy. Po tych słowach już musiał się roześmiać. - Zdajesz sobie sprawę, że to ci sami chłopcy, którzy wczoraj załatwili cię bumerangiem? Pia uśmiechnęła się serdecznie. - Jasne. Ale chyba nie zamierzają tego powtarzać? - Mam nadzieję. - Federico upił łyk kawy i dodał: - Dostali go w zeszłym tygodniu od australijskiego ambasadora. Nie nabrali wprawy w rzucaniu, a ja nie miałem serca zabrać im takiej atrakcyjnej zabawki. Dlatego bardzo cię proszę, bądź ostrożna. - Następnym razem zdążę się uchylić. - Świetnie. - Federico chrząknął i dodał: - Zamierzałem zabrać ich dziś do zoo, ale po wczorajszym dniu nie jestem pewny, czy to dobry pomysł. Obawiam się towarzystwa re- R S porterów. Zresztą zapowiadają deszcz. Może ty masz lepszy pomysł? Pia odstawiła filiżankę. - Na dzisiaj? - Tak, jeśli oczywiście masz czas. - Jen zamierzała uporządkować zdjęcia i powkładać je do albumów, a to może robić w łóżku. Ma wszystko, czego jej potrzeba, więc obejdzie się bez mnie. Nie sądziłam tylko, że zacznę natychmiast. Federico zmarszczył brwi. Dlaczego ona jest taka spięta? Przecież chodzi tylko o pobycie z dziećmi. A może chodzi jednak o wczorajszy dzień? Mimo zapewnień, że sprawa została zamknięta. - Zrobisz, jak zechcesz. Choć przyznam, że byłoby mi bardzo miło, gdybyś mogła nam towarzyszyć. - Czy to znaczy... że nie masz dziś żadnych zajęć? - Ponieważ wczoraj zwolniłem Monę, wprowadziłem zmiany do mojego planu, by być z chłopcami przez następny tydzień czy dwa. Przez ten czas chyba znajdę odpowiednią nianię. Pia wyprostowała się. - No dobrze. W takim razie zaplanujmy coś. - Na pewno? - Federico nie chciał, by czuła się do czegoś zmuszana, a tym bardziej, by robiła coś wbrew sobie. - Na pewno. Masz coś na uwadze? Zastanowił się. - Zabawy na powietrzu odpadają. Szkoda. Może zabierzmy ich do muzeum? - To też raczej miejsce publiczne, nie sądzisz? R S