dziwiła, dlaczego coraz bardziej pociąga ją tajemniczość i skrytość lorda Kilcairna.
- O czym tak pani duma? Aż podskoczyła na dźwięk jego głosu. - Boże! - wyszeptała, chwytając się za serce. - Przeraził mnie pan śmiertelnie! - Gdyby nie była pani taka zamyślona, usłyszałaby pani moje kroki. - Powinien pan po prostu przeprosić. - Za pani roztargnienie? Alexandra westchnęła ciężko. - Wcześnie pan wstał - zauważyła. - Podobnie jak pani. - Idę z Szekspirem na spacer. Przysunął się o krok. - I z Sally albo Marie. - Oczywiście. Wyciągnął rękę i dotknął jej policzka. - Szkoda. Twardo postanowiła, że nie ulegnie jego delikatnej pieszczocie. - Lordzie Kilcairn, muszę panu coś wyjaśnić. Cofnął dłoń. - Najpierw ja coś wyjaśnię, Alexandro. Pragnę pani, pożądam, ale nie chcę wykorzystywać sytuacji, że jestem pracodawcą. Poproszę panią jeszcze kilka razy, a potem pani mnie będzie musiała prosić. - Nachylił się, obdarzając ją zmysłowym uśmiechem. - Lecz ja powiem „tak”. - A co z całowaniem, milordzie? - spytała szeptem. Miała nadzieję, że panie Delacroix jeszcze śpią, a hrabia nie domyśli się, do czego ona zmierza. - Z całowaniem - powtórzył, patrząc na jej usta. Musnął je lekko wargami, a ona natychmiast zapragnęła więcej. Gdy się wyprostował, omal nie upadła. - Milordzie - powiedziała drżącym głosem. - Chętnie spełnię każdą pani prośbę - obiecał z uśmiechem. - Jest pan bardzo arogancki. - Tak. Pogłaskał Szekspira i ruszył w dół po schodach. Musiała na chwilę zamknąć oczy, żeby dojść do siebie. Hrabia pewnie myślał, że ją zgorszył, ale jej bardzo się podobała jego szczerość. I udzielane przez niego lekcje, dużo ciekawsze niż jej pouczenia. Zeszła za nim do holu. - Dokąd się pan wybiera tak wcześnie, milordzie? - zapytała. - Chyba nie na konną przejażdżkę? Balfour wziął płaszcz i kapelusz od Wimbole'a. - Niestety nie będę jeździł konno. Wybieram się na piknik. - Posłał jej szelmowski uśmiech. - Zazdrosna? Zarumieniła się po nasadę włosów, skrępowana obecnością kamerdynera. - Jestem tylko ciekawa, jakie obowiązki wobec swojej kuzynki dzisiaj pan zaniedba. Kilcairn spochmurniał. - Najlepiej wszystkie, o ile to możliwe - warknął. Wimbole pospiesznie otworzył frontowe drzwi i hrabia wybiegł do czekającego powozu. Chwilę później faeton zaturkotał na podjeździe. - Piknik? - powiedziała do siebie. - O szóstej rano? Kogo on chce oszukać? - Pani Halloway sama zapakowała kosz - odezwał się raptem kamerdyner, zamknąwszy drzwi. - Sally zaraz przyjdzie, żeby pani towarzyszyć. - Świetnie. - Włożyła płaszcz. - Bardzo wcześnie jak na obiad, prawda? - Jego lordowska mość uprzedził, żeby nie spodziewać się go przed wieczorem. Przypuszczam, że albo jedzie gdzieś daleko, albo musi najpierw załatwić jakieś sprawy. - Nie poinformował cię o celu podróży?