- Płaci pan nagrodę?
- W gotówce. Amerykańską kapustą - nigdy nie oszukiwał w takich sprawach; pieniądze pozwalały płynąć strumieniowi informacji. - Był dzisiaj w Ciudad Juarez. Juarez! Sukinsyn, blisko. Zbyt blisko. - Nie był sam - kontynuował nieśmiały głos. - Z kim? - Z kobietą. Przyszli do naszej fonda. Sam ich obsługiwałem. To był na pewno Diaz. - Rozpoznałeś kobietę? - Nie, seńor. Ale to była gringa. Miała opatrunek na szyi. True nie widział związku między noszeniem opatrunku na szyi a posiadaniem obywatelstwa USA. - Co jeszcze? - Kręcone brązowe włosy z siwym pasmem z przodu. True zamarł. Mechanicznie wypytał informatora o szczegóły płatności i zgodził się, że zapłaci jeszcze tego wieczoru. To jedno zdanie zamieniło w jego oczach wiadomość o bytności Diaza w Juarez z niepokojącej w tragiczną. Była z nim Milla. Milla i Diaz. Razem. Sukinsyn. Błyskawicznie zaczął dopasowywać do siebie elementy układanki. Musiał teraz namierzyć Pavona i upewnić się, że ten głupi gnój nic nie powie. an43 241 - 17 - True zawsze umiał właściwie ocenić sytuację. Wiedział dobrze, kogo ma przeciw sobie. Diaz to nie byle frajer, wręcz przeciwnie, ten gość był jednym z najbardziej przebiegłych drani, których True miał nieszczęście spotkać na swojej drodze. Wystarczyło samo jego imię, by różne szemrane typki rozbiegały się w panice po dziurach i norach w poszukiwaniu schronienia. Jednak Diaz zawsze umiał odnaleźć swoją ofiarę. Nie zawsze ofiara wychodziła z tego żywa. Mówiło się, że Diaz ma wsparcie jakichś nieokreślonych czynników oficjalnych, i to po obu stronach granicy. Na mocy umów ekstradycyjnych Meksyk nie wydawał Stanom przestępców, którym groziłaby w USA kara śmierci. Z tego względu ten środkowoamerykański kraj stał się bezpieczną przystanią dla wielu bardzo nieprzyjemnych indywiduów. Stany Zjednoczone chciały takich ludzi ująć lub unieszkodliwić w inny sposób. Meksyk chciał po prostu, żeby mąciciele zniknęli bez śladu i przestali mącić. Możliwe zatem, że Diaz był na żołdzie władz obu państw. Może. A może po prostu był znakomitym łowcą nagród, który potrafił zatroszczyć się o właściwą autoreklamę. W każdym razie dysponował nieprzeciętnymi środkami, a także nosem lepszym od psa myśliwskiego. True przez dziesięć lat spokojnie radził sobie z neutralizowaniem wysiłków Milli, ale z Diazem sprawa miała się zgoła inaczej. Ludzie szczerze bali się tego człowieka. True nie był an43 242 pewien, co stałoby się, jeśli mieliby wybierać, kogo boją się bardziej - Diaza czy Gallaghera.