- Wolałabym częściej. Jak byłam małą dziewczynką, pan Windcroft uczył
mnie jazdy konnej, potem Nita przejęła dowodzenie i uczyła Karę. Nawet teraz zdarza się, Ŝe w czasie weekendu przyjeŜdŜam tutaj, biorę konia i jeŜdŜę całymi godzinami. Ale dla mnie to wszystko za mało. Mark spojrzał na nią z niedowierzaniem. Wiedział wprawdzie, Ŝe w Royal prawie wszyscy jeŜdŜą wierzchem, lecz nie sądził, Ŝe ona teŜ. Z jakichś powodów nie wyobraŜał sobie jej dosiadającej konia. Była, tak sądził, za bardzo zasadnicza. - Mam konie na moim ranczu. MoŜesz jeździć, ile ze chcesz. John Collier zajmuje się nimi. Na pewno dobierze ci właściwego rumaka. Odgarnęła opadające jej na twarz włosy i rzekła: - Dziękuję. Zanim zdołał coś powiedzieć, otworzyła drzwi wozu i wyskoczyła. Znowu podkreśla dzielący nas dystans, pomyślał. Odetchnął głęboko i otworzył drzwi od swojej strony. Po raz drugi uświadomił sobie, Ŝe dostał juŜ to, o co prosił. Nie stwarzam problemów, przekonywała Alli samą siebie. Starała się tylko wybrnąć jakoś z trudnej sytuacji. Mark postawił sprawę jasno. Jeśli ona, Alli, chce pracować, musi zachować dystans wobec niego, podobnie jak on wobec niej. To trudne zadanie, gdy się mieszka pod jednym dachem, ale nie ma innego wyjścia. Na widok zbliŜającego się Jimmyego, pracownika Windcroftów, uśmiechnęła się. Bo jedynie obecność Marka wprawiała ją w niepokój. Nie ociągając się więc wysiadła z wozu, by zaczerpnąć świeŜego powietrza. Była pewna, Ŝe Mark o tym nie wie, ale fakt pozostawał faktem, Ŝe gdy patrzył na nią za długo albo znalazł się za blisko niej, Ŝar ją zalewał. Podeszła do Jimmyego, pragnąc rozpaczliwie odsunąć się od Marka. - Cieszę się, Ŝe panią widzę - rzekł Jimmy z promiennym uśmiechem. - Dawno pani u nas nie była, nie dosiadała konia. Ona teŜ się uśmiechnęła. - Ostatnio byłam bardzo zajęta - powiedziała. - Wszystko tu w porządku? Zanim Jimmy odrzekł, spojrzał na Marka, który właśnie do nich podszedł. - Znasz Marka Hartmana, Jimmy? - spytała Alli, - Chce porozmawiać z Nitą. MęŜczyźni wymienili uścisk dłoni. - Kiedy ja przed laty przyjechałem tutaj - zaczął Jimmy - pana juŜ nie było w Royal. Dobrze, Ŝe pan wrócił. Ładny kawał ziemi do pana naleŜy. - Tak - odparł z uśmiechem Mark. - Dzięki za uznanie. Jest tu gdzieś Nita? - Jest z paroma ludźmi w pobliŜu stajen. Chętnie pana tam zaprowadzę - powiedział Jimmy, przenosząc spojrzenie na Alli. - Idzie pani z nami? Alli potrząsnęła głową przecząco. - Nie, odwiedzę Willa i Jane. Jane jest w domu? Jimmy zachichotał. - Wie pani przecieŜ, Ŝe ona nigdzie nie wychodzi -rzekł. - Podobno - ciągnął - upiekła tonę placków, dobrze pani trafiła. - Są pyszne - przyznała Alli. Chciała się cofnąć, wyminąć Marka, ale on wyciągnął rękę i niechcący dotknął jej ramienia. Usiłowała nic po sobie nie pokazać, ale kaŜdy nerw w niej drgał. - Wrócę za chwilę - powiedział Mark, patrząc jej głęboko w oczy. Przesłała mu uśmiech, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę domu. Gdy doszli do stajen, Mark rozejrzał się dokoła. Kilkunastu robotników stało przy ogrodzeniu, obserwując, jak jeden z nich ujeŜdŜa konia. Koń był piękny. Był równieŜ mądry, bo wyraźnie chciał zrzucić z siebie jeźdźca. Jednak jeździec dał koniowi do zrozumienia, Ŝe nie z nim takie kawałki. Ani koń nie zamierzał ulec człowiekowi, ani odwrotnie. Mark, zafascynowany, podszedł do zagrody i przyłączył się do grupki widzów podziwiających zmaganie człowieka z koniem. Zwierzę było piękne i mądre, bo robiło