rolę zawsze uroczych, zawsze naiwnych i cudownie
niemoralnych. Jednak w świetle gazowych lamp trudno im ukryć, że kurs akcji ich urody jest mocno zawyżony. One tylko chciałyby być piękne, młode i eteryczne. Ale ich grubo ciosane rysy, ciężkie piersi i wielkie stopy ściągają marzenia ku ziemi. A pierwszy pocałunek zdradza smutną prawdę o oddechu, cuchnącym czosnkiem i cebulą. – Zatańczysz? – pyta go jedna z nich, ani ładniejsza, ani brzydsza od pozostałych. Nie odpowiada, więc ona śmieje się szeroko i zagląda mu wyzywająco w oczy. Milknie natychmiast, kiedy widzi w nich chmury. Ale tylko na chwilę. Dobrze zna tych smętnych starych żonkosiów. Zawsze próbują ją wciągnąć w swoje poczucia winy i melancholie, które 10/86 mijają natychmiast, gdy udaje się z nich ściągnąć spodnie. Ale ten nie wygląda na żonatego. Jego krawata nie wiązała kochająca kobieta. Przekrzywiony supeł pasuje idealnie do niezgrabnych rąk. Dziewczyna wyjmuje z ust oślinioną czereśnię. Wpycha między jego zaskoczone wargi. Chwyta go za palce, ciągnie je ku wylewnym piersiom. – Chodź, zapomnisz. – Zostaw! – Co taki nerwowy? Się nie narzucam. – Maskę naburmuszonej dziewczynki ma wyćwiczoną do perfekcji. – Jak się panu wielmożnemu nie podobam, to się żegnam. – Otwiera mu tuż przed nosem kwiecisty wachlarz, odwraca się i ze śmiechem biegnie w stronę pomostu dla orkiestry. Muzyka przyśpiesza i tańczony stępa kadryl zmienia się w galop kankana. Suknie 11/86 unoszą się coraz wyżej. Męskie pantofle mieszają się w powietrzu z damskimi trzewikami. Pary na parkiecie rywalizują między sobą w dzikich figurach. Ten taniec tylko udaje, że nie jest zbiorową kopulacją. Kłębowisko ciał szukających ekstazy wywołuje w nim mdłości. – Zwierzęta – cedzi przez zęby. A jednak jakaś jego cząstka, 0 której chce zapomnieć i której się brzydzi, nie pozwala mu odejść. Podchodzi do swojej niedoszłej partnerki. Staje tuż przed nią. Zaskoczona zastyga w tańcu z suknią podciągniętą do kolan. – Idziesz ze mną – ni to pyta, ni żąda. Ona